Colm Tóibín urodził się w maju 1955 roku w miejscowości Enniscorthy, w hrabstwie Wexford.

Mieszkał w Barcelonie, wiele podróżował. Zajmował się dziennikarstwem.

Wydał powieści:

1990  The South

1992  The Heather Blazing

1996  The Story of the Night

1999  The Blackwater Lightship

2004  The Master

2009  Brooklyn

2012  The Testament of Mary

Colm Tóibín wydał również zbiory opowiadań: w 2006  roku „Mothers and Sons”, w 2010  „The Empty Family”. Ponadto, zbiory esejów, np.: „All the Novelist Needs”, zapiski dziennikarskie z licznych podróży, np.: „Bad Blood: A Walk Along the Irish Border”, sztukę teatralną p.t.: „Beauty in a Broken Place” oraz opublikował wiersz p.t.: „Cush Gap, 2007”.

Książkę „Brooklyn” poleciła mi i pożyczyła do przeczytania jedna z moich irlandzkich koleżanek. Na zachętę powiedziała, że w jej klubie czytelniczym „Brooklyn” wywołał burzliwą dyskusję.

Akcja powieści rozgrywa się w miejscowości Enniscorthy, skąd pochodzi główna bohaterka, Ellis oraz w tytułowej dzielnicy Nowego Jorku – Brooklyn, dokąd Ellis zostaje wysłana, w poszukiwaniu lepszych warunków życia.

Postać Ellis od początku powieści wydaje się dosyć bezbarwna, pozbawiona chęci realizacji własnych marzeń. W małej miejscowości, w której mieszka, nie znajduje upragnionej pracy biurowej. Przyjmuje więc niedzielną ofertę zatrudnienia od skąpej i nieuprzejmej właścicielki sklepu spożywczego. Pasywność Ellis jest szczególnie wyrazista w zestawieniu z postacią jej starszej siostry, Rose. Rose jest niezwykle piękna, przebojowa, pracuje w pobliskim biurze. Stać ją na grę w golfa i modne ubrania. Rose jest dumą rodziny, swego rodzaju charyzmatyczką. Niezależna, wspiera finansowo owdowiałą matkę oraz młodszą Ellis. To Rose wpada na pomysł, aby za pośrednictwem poznanego księdza, zorganizować siostrze wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Ellis nie ma ochoty opuszczać rodziny, ale nie ma też odwagi zaprotestować.

Bracia, którzy wyemigrowali do Wielkiej Brytanii, opłacają Ellis ponad tygodniową podróż statkiem do Ameryki. Rose obdarowuje ją ubraniami. Ksiądz zajmuje się paszportem, zezwoleniem na pracę, wynajmem pokoju, znalezieniem pracy oraz wieczorowego kursu księgowości. Wszystko jest po prostu gotowe do wzięcia. Ta rzeczywistość niejako wchłania bohaterkę, bo trudno zauważyć zaangażowanie z jej strony. Ona wszystko przyjmuje jakby bezwolnie. Podobnie, kiedy pojawia się młodzieniec włoskiego pochodzenia. Aż pewnego dnia Ellis dowiaduje się o śmierci swojej siostry. Postanawia odwiedzić matkę. Sama do końca nie wiedząc dlaczego, zgadza się na cichy ślub przed wyjazdem do Irlandii. Podczas pobytu w Enniscorthy Ellis ożywa, zaczyna analizować swoje decyzje, zdawać sobie sprawę z pomyłek. Ale nie potrafi przeciwstawić się niemym oczekiwaniom matki oraz całego otoczenia.

Zrozumiałam tę postać dopiero po rozmowie z koleżanką, która opowiedziała mi, jak wyglądało życie w małym irlandzkim miasteczku w latach 70-tych, zaznaczając, że w latach 50-tych, kiedy rozgrywa się akcja powieści, było znacznie trudniej. Rodziny były zazwyczaj wielodzietne. Każdemu z dzieci rodzice przydzielali do odegrania jakąś życiową rolę: opiekun rodziców, wykształcony, zakonnica, ksiądz, emigrant, itp. Koleżanka podzieliła się ze mną prawdziwą historią z lat 50-tych. W rodzinie była młoda zdolna dziewczyna, która skończyła studia ekonomiczne. W okolicy nie znalazła zatrudnienia. Irlandzki ksiądz, przyjaciel rodziny, pracujący w Wielkiej Brytanii, dowiedział się, że w jego parafii zwolnił się etat nauczycielki. Rodzice tej dziewczyny uznali, że to doskonała oferta. To oni podjęli decyzję o wyemigrowaniu córki. Podobnie, jak w przypadku Ellis. Z tej perspektywy, zupełnie inaczej spojrzałam na bohaterkę. Moja koleżanka dodała jeszcze, że małe miasteczka wyglądały dokładnie tak, jak w powieści: pub, restauracja, wścibska właścicielka sklepu, która miała tupet obdarować pracownika czerstwym bochenkiem chleba, zimne, niewygodne domy; wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą.

60 lat temu… Czy w Polsce nie było podobnie?